W ekranizacji „Pachnidła”, bestsellerowej powieści Patricka Süskinda, której bohater Jan-Baptysta Grenouille, rozpoczyna życie wśród śmierdzących, rybich wnętrzności, zapach staje się ideą doskonałości, która doprowadza porzuconego syna paryskiej handlarki do serii mordów. Ale moc zapachów odkryto znacznie wcześniej. Już w starożytnym Egipcie bogowie pachnieli mirrą i kadzidłem, więc użycie tych ingrediencji czyniło człowieka półbogiem, a namaszczenie zmarłego ułatwiało życie po śmierci.
W Egipcie, podobnie jak wieki później, perfumy były konglomeratem różnych substancji, ale ich podstawą był tłuszcz. Aby pasta nabrała oczekiwanego zapachu, warstwy zimnego tłuszczu przedzielano warstwami zapachowymi, na przykład płatkami kwiatów. Stosowano również macerację, czyli gotowanie płatków w tłuszczu. Następnie, po wyciśnięciu w prasie woreczkowej, dodawano inne substancje zapachowe oraz konserwant, którym był styraks, czyli balsamiczna żywica.
Egipcjanie doprowadzili sztukę perfumeryjną do zadziwiającego poziomu, o czym pisali między innymi Pliniusz Starszy, Dioskurydes z Cylicji i inni, ale niestety współcześnie nie jesteśmy w stanie ich odtworzyć. Czy to oznacza, że odkryte, liczne przecież groby egipskich dygnitarzy, nie zawierały tak oczywistych darów, jak perfumy?
Rzeczywiście znaleziono wiele naczyń i kamfor z pachnidłami. Zadziwiające, że po trzech tysiącleciach wciąż wydobywa się z nich zapach. Ale setki lat i procesy zachodzące w tłuszczach sprawiły, że współcześnie jest to woń najbliższa zapachom zjełczałego oleju roślinnego i waleriany.
Czy archeolodzy wespół z współczesnymi mistrzami sztuki perfumeryjnej, nie mogą wykonać perfum na podstawie starożytnych receptur? Teoretycznie to byłoby możliwe. Najszerzej i najdokładniej opisane przez dawnych kronikarzy są perfumy ulubione przez Kleopatrę – legendarną władczynię Egiptu, która oczarowała potężny Rzym.
Wiemy, że składnikami starożytnego Chanel No 5 jest cynamon, oliwa z oliwek, kardamon, trzcina cukrowa, wino, miód, mirra, kasja (cynamonowiec wonny), styraks, olejek migdałowy, galban (żywica o zapachu rozgniecionych igieł sosnowych) oraz żywica terpentynowa.
Niestety lista składników to tylko część niezbędnych mistrzom perfumeryjnym informacji. Nie znamy proporcji tych ingrediencji, a na dodatek w różnych źródłach zmieniają się także części składowe. Do tego nie wiemy, jakich technik używali mistrzowie z epoki Kleopatry. Finalny efekt, określony zapach, określają nawet takie czynności, jak kolejność dodawania składników.
To dlatego zapachy opracowane przez niemiecką egiptolożkę Dorę Goldsmith, w oparciu o recepturę z pism Dioskurydesa, są zapewne tak dalekie od oryginalnych perfum Kleopatry, jak aromat smażonych kotletów od zapachu ledwo otwartej buteleczki z oliwą z oliwek.
Niektórzy badacze i specjaliści od zapachów uważają, że starożytnych perfum nigdy nie do się odtworzyć, nawet jeśli dziś znaleźlibyśmy bardzo szczegółowy przepis i dokładny opis całego procesu produkcji. Dlaczego?
Bo prawdopodobnie kwiaty pachniały tysiące lat temu nieco inaczej niż współcześnie. Te różnice mogą być duże lub małe, tego już się nie dowiemy. I tak samo nie poznamy nigdy zapachu, którym Kleopatra uwodziła swoje ofiary. Szkoda, prawda?
Źródło:
Agnieszka Krzemińska, „Dawniej ludzie żyli w brudzie. Kiedy i dlaczego zaczęliśmy o siebie dbać?” Wydawnictwo Poznańskie 2021
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook