Drugi syn Odyna był jednym z tych dobrych. Jak to w życiu bywa, a w bajkach nigdy – dobrzy często umierają młodo.
Tak się złożyło, że zarówno Baldur jak i jego matka Frigg śnili o śmierci, która nagle zabiera syna Odyna. Zrozumiałe, że Frigg była przerażona i kazała wszystkim bogom i wszelkim żywym istotom obiecać, że nie skrzywdzą jej syna. Pominęła jedynie najbardziej nieszkodliwą z roślin… jemiołę.
Dzięki ciężkiej pracy matki i jej bezgranicznej miłości, Baldur stał się niczym bóg stali. Loki oczywiście odkrył lukę w niewidocznym pancerzu obietnic i dla zabawy uformował z jemioł długą strzałę. Kiedy nadarzyła się ku temu okazja, zaniósł ją na przyjęcie, gdzie bogowie grali w nową grę o nazwie „Odbij rzeczy od SuperBaldura”. Co mogło pójść nie tak?
Loki wykonceptował, że byłoby zabawnie wcisnąć strzałę w ręce ślepego przyrodniego brata Baldura, Hodura. Biedny, nieszczęsny Hodur rzucił jemiołą w Baldura. W rezultacie przyjęcie skończyło się znacznie wcześniej niż planowano.
Można by pomyśleć, że śmierć Baldura uświadomiła Lokiemu potworność jego czynu. A potem padł skruszony przy zwłokach boga dobra, piękna i mądrości, płacząc i krzycząc mniej więcej tak: „Dlaczego to zrobiłem!!? O ja nieszczęsny! Zabijcie mnie!”
A gdzie tam. Loki tylko nieco się zezłościł, że bogowie nagle przerwali ucztowanie, a przecież jeszcze nie zdążył się najeść. Mało tego. Baldurowi zostało przyrzeczone, że powróci z krainy cieni zarządzanej przez Hel – nomen omen córki Lokiego, jeśli wszystko co istnieje na świecie uroni nad nim łzę. Rzecz wydawała się w sumie prosta, bo przecież wszyscy Baldura kochali. No to do roboty!
I rzeczywiście łza potoczyła się zarówno po policzku myszy, jak i najwspanialszych z bogów Asgardu, aż z tych wszystkich słonych kropel utworzyły się gigantyczne rzeki. Tylko olbrzymka Thökk siedziała, patrzyła w niebo i zastanawiała, o co cały ten rwetes, a jej wielkie jak młyńskie koła oczy pozostały suche. Baldur musiał pozostać w zaświatach.
Co ma z tym wspólnego Loki? A to, że wśród jego licznych mocy była również zmiennokształtność. W mgnieniu oka mógł zamienić się w sokoła, mrówkę czy żółwia czerwonolicego, którego w naszych czasach znudzone kiepską zabawką dzieci masowo wypuszczają do rzek i stawów, żeby sobie „żył na wolności”.
Hm… Może w żółwia nie, bo to gad z Ameryki Północnej i Południowej, czyli krain leżących dość daleko do Skandynawii, ale wiecie, o co mi chodzi. Zamiana w zwykłą olbrzymkę, to była fraszka dla Lokiego i rzeczywiście zdobył się na tę podłość.
Bez dwóch zdań Loki to był drań bez sumienia. Ale nie płaczcie po Baldurze. W nordyckiej mitologii Loki wreszcie uwolni się z więzów, a dzień ten będzie początkiem Ragnaröku. Ale nie nacieszy się długo wolnością, bo zginie w pierwszej wielkiej walce tej ostatniej z wojen bogów, powalony przez Heimdalla strzegącego Tęczowego Mostu. A Baldur? Zostało mu przyrzeczone, ze powróci po Ragnaröku, jako władca świata, wraz ze swym bratem Hodurem. Być może jego era trwa właśnie teraz. To pocieszające, nie uważacie?
Zobacz inne teksty o mitach nordyckich
Źródła tekstu o Baldurze:
https://www.britannica.com/topic/Balder-Norse-mythology
https://norse-mythology.org/gods-and-creatures/the-aesir-gods-and-goddesses/baldur/
https://norse-mythology.org/tales/the-death-of-baldur/
https://historiska.se/norse-mythology/balder-en/
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook