Przyzwoite Średniowieczne dziwactwa… upiększania

Średniowieczne dziwactwa… upiększania

21 kwietnia 2021 Wielki Cenzor 0 aqua toffana, czarownica, makijaz, szminka

Podczas gdy dziś wiele kobiet wydaje pieniądze na podkreślenie swoich rzęs, w pewnych okresach średniowiecza było zupełnie inaczej. Ponieważ czoło było postrzegane jako centralny punkt twarzy, kobiety usuwały rzęsy i brwi, aby je uwydatnić. Niektóre były tak zaangażowane w proces upiększania, że wyrywały sobie włosy, aby uzyskać idealnie owalną, łysą głowę.

Powiedzmy sobie szczerze, że ówczesne panie nie miały kolorowych i bardzo ładnie zaprojektowanych zestawów do makijażu, bo w czasach średniowiecza ludzie nadal używali garnków i farb z naturalnych ingrediencji. Jednak ograniczone zasoby składników i czujne oko Kościoła sprawiały, że w średniowieczu można było spotkać się z naprawdę dziwnymi poradami dotyczącymi urody. Na przykład o nakładaniu na twarz tritlenku diarsenu, czyli… silnie toksycznego arszeniku.

Wydawać by się mogło, że posmarowanie ust odrobiną cytryny, by dodać im koloru, nie wywoła takiej histerii, ale księża pouczający z wysokości ambony swoich parafian nie mieli wątpliwości, że owszem, wywoła. Według Sarah Schaffer, autorki książki „Reading Our Lips: The History of Lipstick Regulation in Western Seats of Power”, chodziło o to, że makijaż przeszkadzał w widzeniu Boga. Dodanie odrobiny różu na policzki lub przemycenie odrobiny sadzy z kominka na rzęsy, było bezpośrednim podważeniem duchowej władzy Najwyższego, czy może raczej jego przedstawicieli na ziemskim padole. Ale jak chyba we wszystkich sprawach dotyczących kobiet, istniała pewna dychotomia w podejściu do tematu.

Na przykład według Tomasza z Akwinu kobieta potrzebowała wystarczająco dużo makijażu, aby przyciągnąć męża i powstrzymać jego wzrok od zerkania na inne, ładniejsze panny uczestniczące w niedzielnej mszy. Jednocześnie makijażu nie powinno być widać – źle jeśli podkreślał urodę i uwypuklał zalety twarzy, aby broń Boże umalowane lico nie przyciągnęło uwagi innych mężczyzn i zainspirowało u nich grzeszne myśli. Tak więc kobieta powinna nosić makijaż, ale zdecydowanie nie mogła. Tworzenie standardów piękna dla kobiet jest niemożliwe od zarania dziejów.

Ogorzałe, opalone twarze, były domeną wieśniaczek i biedaków. Szlachetne panie chciałby mieć białe jak śnieg, delikatne lico, czego zresztą mamy liczne przedstawienia w sztuce i malarstwie nie tylko średnich wieków. Jeśli panna chciała wybielić swoją twarz w celach modowych, to istniało wiele przepisów na kosmetyki w proszku. Ale niemal wszystkie miały wspólny mianownik, którym była trucizna. 

Hitem była biel ołowiowa czyli zasadowy węglan ołowiu – bardzo popularny środek rozjaśniający stosowany w kremach i pudrach. Do wybielania cery używano wszelkiego rodzaju kwasów, takich jak ołów i ocet. Balsamy i kremy z nich wyrabiane były z powodzeniem sprzedawane w celu wybielenia twarzy, czy okolic dekoltu. Większość z nich zawierała rtęć, ołów, kwas karbolowy i chlorek rtęci. Oczywiście po dłuższym okresie stosowania kobieta zaczynała chorować  od tych składników, ale nikt wówczas nie doszukiwał się źródła chorób w kremie, po którym twarz wygląda jak wyciosana z najszlachetniejszego marmuru. 

Nie znaczy to jednak, że niektóre kobiety nie wykorzystywały tych niebezpiecznych składników na swoją korzyść. Aqua Toffana to jedna z trucizn na bazie arszeniku z dodatkiem chlorku rtęci oraz atropiny lub w innej wersji – kantarydyny. Specyfik wynalazła Teofania di Adamo, stracona w Palermo w 1633 roku, której przypadek wymaga osobnej opowieści, ale może następnym razem. W każdym razie Teofania di Adamo sprzedawała swój specyfik bogatym kobietom, które chciały zabić swoich mężów, aby przejąć kontrolę nad rodzinnym majątkiem. 

Aqua Toffana był płynnym preparatem, którym podstępne małżonki zatruwały wino lub jedzenie mężów. Jeśli specyfik został zmieszany w proszek, mógł służyć do powolniejszego trucia ofiary. Kobieta nakładała go na twarz i prosiła męża, by ją pocałował w policzek, tym samym powoli zatruwając małżonka kosmetykiem.  Ale była to broń obosieczna, bo preparat wchłaniał się również przez skórę twarzy. 

Zaczęliśmy od upiększania a skończyliśmy na uśmiercaniu. Następnym razem spróbujemy jednak wrócić do może kuriozalnych, ale przyjemniejszych aspektów sztuki upiększania w średnich wiekach. 

 

Źródła:
Margaret Schaus , Women and Gender in Medieval Europe an Encyclopedia, Routledge 2006
Stella Mary Newton , Fashion in the Age of the Black Prince: A Study of the Years 1340-1365, SMN 2016

 

Podobał się artykuł? Podziel się: WhatsApp Google+ LinkedIn Pin It

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × 5 =