Podczas trzynastu tygodni zjazdu w na zamku Łucku gościom dostarczano dziennie po 100 żubrów, 100 łosi i 100 dzików! Tak się jadało!
Polowania władcy i jego świty nie były tylko rozrywką. Przy okazji dostarczały olbrzymich ilości dziczyzny stanowiącej jeden z filarów królewskiej lub książęcej diety i niemałą część posiłków całego dworu. Dziki zwierz pozostający w domenie panującego, a często tylko jego, był też cenny darem. Władysław Jagiełło oraz jego syn Kazimierz Jagiellończyk, wysyłali solona dziczyznę z odległych puszcz m.in. uczonym w Krakowie, biskupom, kapitule, senatorom, wszechnicy krakowskiej i rajcom miasta.
Bardzo cenne było sadło niedźwiedzie czy futra bobrowe. Tymi ostatnimi przyozdabiano stroje, a czasami używano również jako środka płatniczego. Podobnie zresztą jak futer kun, lisów, a nawet wiewiórek.
Jak dużo zwierząt ubijano? Z tym bywało różnie, ale zachowały się spisy ze znaczniejszych wydarzeń, między innymi zjazdu w Łucku z 1429 roku. Zjazd na zamku w Łucku na Wołyniu trwał od 6 stycznia przez 13 tygodni. Europejscy monarchowie, w tym m.in. Władysław II Jagiełło, późniejszy cesarz Zygmunt Luksemburski, wielki książę litewski Witold, król Danii, Szwecji i Norwegii Eryk Pomorski, a nawet wielki mistrz zakonu krzyżackiego Paul von Russdorff i legat papieski Jędrzej, obradowali nad obroną Europy przed imperium osmańskim. W tym czasie każdego dnia dostarczano na wyżywienie dostojników oraz ich świty po 100 żubrów, 100 łosi i 100 dzików! Do tego spożywano dziennie około 700 beczek miodu i wina, 700 wołów i 1400 baranów (!).
Z kolei na biesiadzie z okazji ślubu Felicjana Potockiego z córką Jerzego Lubomirskiego w 1681 roku, zużyto jednorazowo 24 jelenie, 30 danieli, 300 zajęcy, 10 dzikich kóz, 45 saren, 4 dziki, 1000 par jarząbków i tyle samo kuropatw, a także 3000 „różnych ptaszków”, 100 dzikich gęsi, 500 kaczek, 300 cyranek i 12 dropi.
Warto też wspomnieć napis na obelisku w parku pałacowym w Białowieży, na którym zachował się napis informujący, że podczas polowania wraz ze świtą August III uśmiercił 42 żubry, 13 łosi oraz 2 sarny!
Oczywiście król i nawet najliczniejszy poczet, nie uczestniczył we wszystkich polowaniach, ale i tak władca czerpał korzyść z łowów, bowiem prawem zwyczajowym było oddawanie panującemu najcenniejszych skór z bobrów, soboli, rysi, kun i popielic. Jak wspomniano, regale królewskie i książęce oddawały łowy na grubego zwierza w gestię i przywilej panującego władcy, jego rodziny i ewentualnie magnatów i biskupów.
Gdy panujący polował, jego poddani musieli być gotowi służyć. Przy dużych obławach zwoływano całą miejscowa ludność. Okoliczni mieszkańcy mieli też obowiązek goszczenia, utrzymania i przewożenia podczas łowów władcy i całej jego świty.
To nie wszystkie obowiązki lokalnych społeczności. Każda wieś była zobowiązania do karmienia psów wykorzystywanych na łowach, a warto nadmienić, że myśliwskich ogarów mogło być i pięć setek! Z kolei miasta i co większe osady musiały dostarczać wątroby wołowe do karmienia sokołów oraz łbów wołowych dla wspomnianych psów. Do tego dochodziły przeróżne świadczenia na rzecz polujących, często specyficzne dla danego regionu.
Ale i poza samym polowaniem, na które przyszła królowi chętka, ludność musiała spełniać różne posługi związane z tym procederem. Należało do nich choćby tzw. bobrowe lub sokołowe. W ramach tego obowiązku ludność była zobligowana do doglądania miejsc bytowania bobrów i była odpowiedzialna za ochronę gniazd oraz lęgów sokołów w najbliższej okolicy. Jeśli jakieś pisklę zginęło, stosowano surowe kary, w skrajnych przypadkach nawet śmierć. Jak i dziś, biednemu zawsze wiatr w oczy.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook