W 610. rocznicę bitwy pod Grunwaldem na dawnym polu zmagań odnaleziono dwa topory bitewne. Znalezisko jest wyjątkowe ze względu na znakomite zachowanie broni. Topory znajdowały się na głębokości około 80 centymetrów w bagiennym podłożu. Beztlenowe środowisko sprawiło, że broń nie uległa degradacji i korozji. Właściwie po oczyszczeniu i nasadzeniu na nowe drzewce topory mogłyby zostać z powodzeniem ponownie użyte!
Zgodnie z typologią toporów broń pochodzi z XV wieku, natomiast biorąc pod uwagę miejsce znalezienia, niemal na pewno była w użyciu podczas jednej z największych bitew w historii średniowiecznej Europy jeśli chodzi o liczbę uczestników zmagań, tj. 27 tysięcy po stronie Krzyżaków i 29 tysięcy ludzi pod dowództwem Władysława II Jagiełły.
Jeśli zastanawiacie się skąd w ogóle wiadomo, że topory są „bojowe”, a nie służyły na przykład do rąbania drewna, musielibyście zagłębić się we wspomnianą typologię, która wyklucza takie przypadki. Najogólniej ujmując o przeznaczeniu toporów (z łac. securis) świadczą szczegóły budowy żeleźca, m.in. brody, wąsów i kapturka. Broda to dolna część ostrza. Jej wyraźnie wyciągnięty ku dołowi kształt determinuje przeznaczenie. Broda miała na celu zwiększenie pomierzch zadającej obrażenia oraz wyhaczenie tarczy przeciwnika. Równie istotny był masywny, wyciągnięty w dół obuch (kapturek). Tego typu kształt zwiększał pole uderzenia tej części topora. Wspomniane cechy posiadają egzemplarze znalezione na polach Grunwaldu.
Wykopane topory zostały sklasyfikowane jako typ A według typologii Jana Petersena. Żeleźce tego typu mają profil symetryczny po obu stronach, długość 20 cm i długość ostrza 8,5 cm. Ale dlaczego to znalezisko jest szczególne i niezwykłe? Przecież badania archeologów z udziałem detektorystów odbywają się pod Grunwaldem od sześciu lat i odkryto już blisko 1500 artefaktów, z których 150 można bezpośrednio powiązać z bitwą. Rzeczywiście liczba znalezisk jest duża, ale są to w znakomitej większości bardzo drobne elementy i groty.
Warto wiedzieć, że krajobraz po średniowiecznej bitwie nie wyglądał jak na filmach z malowniczo porozrzucanym uzbrojeniem i spoczywającymi spokojnie ciałami poległych. Często jeszcze w końcowych akcie zmagań, gdy wiadomo już było po czyjej stronie jest zwycięstwo, zaczynało się okradanie i dobijanie rannych – dokładnie w takiej kolejności. Poza taborami przeciwnika gromadzono całą cenną broń i wyposażenie. Dosłownie wszystko. Z trupów zdzierano co lepsze sztuki odzieży, ściągano buty (jeśli w ogóle delikwent je miał). A po objuczonych łupami zwycięzcach na pobojowisko nadciągała kolejna plaga…
Przypomnijmy, że 15 lipca 1410 roku pod Grunwaldem starło się między 50 a 60 tysięcy zbrojnych. Jak zapisano w ówczesnych kronikach: „[…] na kilka mil droga zasłana była trupami, a ziemia od krwi zamiękła; w powietrzu rozlegały się konających wołania i jęki”. Obszar bitwy obejmował kilka wsi a dla lokalnej społeczności pobojowisko było jak manna z nieba. Dorośli i dzieci dosłownie nurkowali w błocie wyłuskując ze zmieszanej z krwią mazi każdy drobiazg. Zapinkę do płaszcza, bełt z kuszy, fragmenty końskiego oporządzenia można było przecież bardzo dobrze sprzedać. Na średniowiecznych pobojowiskach nie odpuszczano nawet trupom, rozcinając im brzuchy i wyciągając jelita. Można było w nich znaleźć monety, które wojacy przed bitwą połykali, aby nie zgubiły się w trakcie starcia.
Ale pod Grunwaldem poległych pochowano. Doliczono się około 10 tysięcy zabitych, w tym od 2 do 3 tysięcy po stronie wojsk polsko-litewskich. Do tej pory odnaleziono jedynie zbiorową mogiłę około 300 wojowników. Archeolodzy i detektoryści na pewno powrócą jeszcze na pola Grunwaldu. Okazuje się, że sześć wieków po słynnej bitwie w ziemi wciąż jeszcze spoczywają ślady tego starcia.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook