Pan i pani na zamku spali zazwyczaj nago w wielki łożu, ale w pomieszczeniach obowiązkowo nosili nakrycia głowy. Życie szlachetnie urodzonych nie przypominało nędznej egzystencji chłopstwa. Wymagało za to odpowiedniej oprawy, a przede wszystkim godnego przyodziewku.
Bieliznę zakładano dopiero wstając z pościeli, ale w niczym nie przypominała dzisiejszej. Pan zamku wciągał na nogi rodzaj kalesonów, natomiast jego małżonka długą koszulę. Tak odziani dokonywali porannych ablucji, które dziś być może uznalibyśmy za bardzo oszczędne, ponieważ ograniczyły się do zanurzeniu dłoni w misie z zimną wodą i ochlapania twarzy. Odświeżeni, małżonkowie zakładali podobne tuniki z długimi rękawami, wciągane przez głowę, później jeszcze jedną tunikę lub opończę, ale krótszą, bez rękawów, albo wprost przeciwnie – z szerokimi, luźnymi rękawami. Pamiętajmy, że na zamkach było zwyczajnie zimno, szczególnie po nocy.
Jeśli jaśniepaństwo szykowali się do drogi, narzucali jeszcze płaszcze wykrojone najczęściej z jednego kawałka materiału i podszyty futrem. Całość była zapięta pod szyją broszą lub łańcuszkiem. Ubrania władcy były krótsze niż pani i miały luźniejsze rękawy. Oboje nosili pasy związane w talii lub spięte metalowa klamrą. Ubioru mężczyzny dopełniały długie pończochy przymocowane do pasa i podtrzymujące kalesony. Na stopy wzuwano niskie trzewiki, jeśli zaś dziedzic z małżonką pozostawał w zamku, wzuwał na stopy rodzaj pantofli. Według naszych wyobrażeń karmionych fikcją filmową, nie były to stroje budzące respekt. Właściwie uznalibyśmy raczej, że są mało poważne i cudaczne, tym bardziej, że kolory tunik, płaszczy, pończoch i butów były jasne: dominowały odcienie niebieskiego, żółtego, purpury, karmazynowego czy zielonego. Jeśli chodzi o materiał, przeważała poczciwa wełna, bo nawet bogaty pan nie nosił przecież złotogłowia, tafty i adamaszku na co dzień.
Syte kolory to nie wszystko. Tuniki i płaszcze ozdabiano dodatkowo wyszywanymi motywami, frędzlami, piórami lub perłami. Obrazu dopełniały czapy. Pan zakładał najczęściej lniany czepiec związany pod brodą na dzisiejszą modłę, tyle że u bobasów. Aby znać było szlachcica, nakrycie głowy ozdabiano piórami i guziczkami. Pani na zamku zasłaniała włosy damską chustą wiązana na czubku głowy, czyli tzw. podwijką w kolorze białym, ale równie często bajkowo kolorową. Wielmoże błyszczeli z daleka złotymi pierścieniami ozdobionymi szlachetnymi kamieniami, złotymi naszyjnikami, bransoletami, wetkniętymi tu i ówdzie złotymi szpilami. Nawet opaski na włosy bywały szyte złotą nicą, a klamry butów pozłacano.
Gdybyśmy dziś zetknęli się z panem zamku i jego małżonką, uznalibyśmy pewnie, że mamy do czynienia z cygańskim królem, ale dla ówczesnych powyższy ubiór oznaczał wysoki stan, powagę i majestat. Wyobraźmy sobie na chwilę tę okutaną w wiele warstw kolorowych materiałów parę, ozdobioną piórami, koralikami, obwieszoną złotem, w kapciach, ze śmiesznymi nakryciami głowy. I oddajmy pokłon ich potędze.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook