W starożytnym Rzymie system podatkowy był prosty. Obywatele płacili 1 proc. od wartości posiadanego majątku. Na okoliczność klęsk lub wzmożonego wysiłku wojennego podatek mógł zostać podniesiony do trzech procent. Skąd zatem słynne pecunia non olet (pieniądze nie śmierdzą), czyli riposta Wespazjana na krytykę Tytusa, który zarzucił ojcu, że zajmuje się tak niepoważnymi sprawami jak podatek od toalet publicznych? Niestety rzymscy cesarze też z czasem rozwinęli system podatkowy, żeby wydajniej drenować kieszenie obywateli. Jak mocno? Niemiłe nam określenie fiskus, czyli łacińskie fiscus – to nazwa skrzynki, w której Oktawian August trzymał prywatną kasę.
Pierwszy cesarz rzymski zaliczony po śmierci w poczet bogów jako Divus Augustus zasłynął między innymi edyktem lex luli z 18 roku p.n.e., który był w istocie formą opodatkowania bezdzietnych par, do tego wyjątkowo perfidną, ponieważ uniemożliwiał dziedziczenie majątku przez krewnych. Spadkobiercą budowanego często od pokoleń majątku stawał się oczywiście pomysłodawca lex luli, czyli Oktawian. Ale to nie był wcale szczyt pazerności. O krok dalej poszedł Kaligula, który po prostu unieważnił testamenty zmarłych i przejmował wszystkie majątki jak leci.
A jak było w średniowieczu? Według Krzysztofa Ożóga, kierownika Zakładu Historii Polski Średniowiecznej UJ, obciążenia podatkowe w średniowiecznej Polsce były bez porównania mniejsze niż obecnie. Dotyczyło to nie tylko szlachty, której obciążenia były znikome, lecz również mieszczan i chłopów. Chłop pańszczyźniany na daninę dla pana musiał pracować dwa dni w tygodniu, czyli 104 dni w roku. Dla nas Dzień wolności podatkowej przypada w czerwcu (w tym roku 8 czerwca). Oznacza to, że na opłacenie wszystkich podatków pracujemy już 160 dni. Chyba warto w tym miejscu nadmienić, że amerykańska Tax Fundation wylicza ów dzień od 120 lat, czyli począwszy od 1900 roku. Chcecie wiedzieć, kiedy Dzień Wolności Podatkowej wypadał w na początku XX wieku? Powiem Wam. Dokładnie 22 stycznia, a obciążenie wynosiło niespełna 6 procent! Aktualnie w Polsce mamy 43 procent…
Ale i w średniowieczu władcy szukali sposobu, aby szybko wzbogacić się kosztem niższych warstw społecznych. Z dochodami było różnie, niekiedy zgoła wcale ich nie było, a zatem wymyślono opodatkowanie ludzi. Dzięki pogłównemu, czyli podatkowi od łebka, nawet za urodzone dopiero dziecię należał się taki sam podatek jak dorosłego człowieka. Innym wynalazkiem był podatek od komina, tak zwane podymne, skąd wzięły się zresztą chaty bez komina, których nazwa (kurna chata) mogła obić się Wam o uszy. Kureń lub chata dymna nie tylko pozbawiona była komina, ale nie miała również przewodów kominowych. Po prostu na środku izby budowano palenisko, a w dachu robiono dziurę, którędy dym ulatywał, albo i nie. Ostatecznie dzięki podatkom, a raczej próbom ich unikania, cofnięto się do czasów dawnych Słowian.
No dobrze, może i chłopi mieszkali w domach z dziurą w dachu, przez którą deszcz lał im się na głowy, ale byli przecież kulturą agrarną, więc mieli radła, woły i mogli orać, siać i zbierać plony. Oczywiście, ale żeby nie było im za dobrze, wymyślono również tzw. poradlne i powołowe, czyli podatki od ówczesnych środków produkcji. Jak to było? Biednemu zawsze wiatr w oczy.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook