Przyzwoite Pojedynek Sądowy. O pierwszym kroku do równouprawnienia

Pojedynek Sądowy. O pierwszym kroku do równouprawnienia

18 maja 2020 Wielki Cenzor 0 kobieta, mężczyzna, pojedynek, sąd

Być może słyszeliście o iudicium pugnae, czyli pojedynku sądowym. W średniowieczu przyjmowano jako dowód wynik pojedynku pomiędzy zwaśnionymi stronami. Dysproporcje i umiejętności przeciwników były drugorzędne, ponieważ zgodnie z obowiązującą wiarą, Bóg wspiera zawsze właściwą stronę. 

W średnich wiekach istniało kilka rodzajów ordaliów, czyli sądów bożych, ale pojedynek uznawano powszechnie i znało go prawo niemal wszystkich krajów europejskich. Była to próba dwustronna w przeciwieństwie do jednostronnej, gdzie szanse na oczyszczenie z zarzutów były znacznie mniejsze. Dlaczego? Dla przykładu próba żelaza polegała na przejściu trzech kroków gołymi stopami po rozpalonym do czerwoności żelazie. Jeśli rany źle się goiły, ofiara uznawana była za winną zarzutów. Rany prawie zawsze goiły się źle, nietrudno było też o zakażenie, które kończyło się śmiercią podsądnego. A zatem winnego. 

Ale wróćmy do pojedynku sądowego, w którym rycerze i mieszczanie mogli ścierać się przy użyciu mieczy, sztyletów, młotów czy toporów. Pojedynki bywały zażarte i nierzadko kończy się śmiercią, ale co się działo, kiedy zamiast dwóch mężów, stawały naprzeciwko siebie osoby przeciwnej płci? Z założenia dobry Bóg nie mógł pozwoli skrzywdzić białogłowy jeśli była niewinna, ale widać sądy brały pod uwagę, że Najwyższy może być akurat zajęty, bo przewidziały pewne ustępstwa na rzecz słabszej płci. 

Dla wyrównania szans na miejscu pojedynku kopano dół. Nie był szczególnie obszerny ani głęboki. Sięgał mniej więcej do pasa mężczyzny, który musiał do niego wskoczyć i z tego miejsca prowadzić walkę. Kobieta zostawała na powierzchni i miała pełną swobodę ruchów, oczywiście w ramach pola walki. Do tego przysługiwało jej uzbrojenie, którym był… kamień o wadze mniej więcej dwóch kilogramów. Głazem się nie rzucało, tylko wsadzało w płócienny rękaw i waliło jak cepem. To bardzo groźna broń, którą bez problemu można połamać przeciwnikowi kości lub rozłupać czaszkę. Przypominam, że mężczyzna stał w dole, miał ograniczone pole manewru i zasięg własnej broni. 

Mimo to, szanse były wyrównane. Mężczyzna miał gorszą pozycje i minimalną mobilność, ale dysponował solidną pałką, która wraz z długością ramienia sięgała nóg przeciwniczki. Cios w kolano mógł je roztrzaskać, a uderzenie w stopę, zmiażdżyć place. Do tego panowie mogli zgodnie z zasadami walki wciągnąć kobietę do dołu, dusić ją, a nawet… ciągać za uszy.  Ostatecznie i tak o wszystkim decydował przecież Bóg, a ludzie pozostawali tylko narzędziami w jego rękach.

 Może skoro z sądami w Polsce jest tak źle, że trzeba je ciągle reformować, powinniśmy wrócić do dawnych praktyk, które nie potrzebuje sędziów, a jedynie obserwatorów działania zawsze słusznej siły wyższej?  

Źródła:
https://www.aemma.org/onlineResources/trial_by_combat/combat_man_and_woman.htm
http://www.historicalfencing.com/Talhoffers-Fight-Book-Blog.html
https://www.ripleys.com/weird-news/trial-by-combat-2/
Jager, Eric, The last duel. A true story of crime, scandal and trial by combat in medieval France (London 2004).

 

Podobał się artykuł? Podziel się: WhatsApp Google+ LinkedIn Pin It

Polecamy również

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

szesnaście − dwa =