Kiedy rozmawiamy o piratach, na myśl przychodzi nam przede wszystkim filmowy kapitan Jack Sparrow, bohater „Piratów z Karaibów”, a dopiero potem historyczne postacie w rodzaju Williama Kidda, Edwarda „Blackbearda” Teacha czy… Mary Read – angielskiej piratki, która po skazaniu na śmierć stojąc przed sędzią, powiedziała: „Co do powieszenia, to niewielki problem. Bo gdyby nie to, każdy tchórz mógłby zostać piratem”.
Pierwowzorem filmowej załogi morskich zbójów byli bukanierzy, korsarze grasujący po Morzu Karaibskim, słynący z brutalności i okrucieństwa. Zatrudnili ich do swojej obrony Anglicy z Jamajki, nękani przez Hiszpanów. Nazwa „bukanierzy” pochodzi od słowa boucan, po francusku oznaczającego wędzenie, bo często widziano tych rozbójników posilających się mięsem przyrządzonym na ruszcie. Centrum pirackiego procederu na Karaibach był Port Royal, a jego bodajże najsłynniejszym bywalcem Henry Morgan, który w 1668 roku nie tracąc ani jednej duszy, podbił całe miasto, hiszpańskie Porto Bello, z którego wywiózł podobno nieprzebrane skarby.
Ale piraci grasowali również na naszych wodach. Do najbardziej znanych należeli Bracia Witalijscy (łac. Fratres Vitalienses; nazwa wł. Likedeelers), działający na Morzu Bałtyckim na przełomie XIV i XV wieku. Skąd się wzięli? Zatrudnił ich Albrecht Meklemburski (król Szwecji w latach 1364-1389), który wynajął pewną grupę przestępców do zaopatrywania oblężonego przez Duńczyków Sztokholmu. Korsarze dostarczali głównie jedzenie (wiktuały) i stąd geneza ich nazwy – w języku szwedzkim nazywani byli „vitaliebröder”.
Rozbójnicy z Morza Bałtyckiego byli groźni. Szybko zrezygnowali z królewskich glejtów i stali się zwykłymi rabusiami i piratami. W 1393 roku splądrowali Bergen, a rok później zdobyli Malmö. W tym samym czasie natarli na ziemie duńskiej królowej Małgorzaty I, opanowali Gotlandię i główne miasto wyspy Visby, które uczynili swoją stolicą. Doszło nawet do tego, że Małgorzata szukając pomocy, wysłała poselstwo do króla Anglii Ryszarda II, ale ten odmówił jej wsparcia, obawiając się, że w starciu z piratami jego flota poniesie znaczne straty.
W końcu grasujący po wodach Bałtyku piraci zaczęli zagrażać interesom handlowym i wymianie w rejonie całego Bałtyku. Do walki z nimi ruszyły między innymi okręty należącego do Hanzy Kołobrzegu, o czym pisał Hieronim Kroczyński w „Twierdzy Kołobrzeg”. W 1398 roku do konfliktu dołączyli… Krzyżacy. Potężna flota złożona z 84 okrętów i przewożąca 4000 wojska wypłynęła 17 marca 1398 roku, po czterech dniach dotarła na Gotlandię i wylądowała w pobliżu pirackiego zamku Västergarn. Wojskami zakonnymi dowodził wielki mistrz zakonu krzyżackiego Konrad von Jungingen, którego brat Ulrich rozpęta jedenaście lat później wojnę polsko-krzyżacką i zginie w bitwie pod Grunwaldem usieczony przez Mszczuja ze Skrzynna z królewskiej chorągwi nadwornej Jagiełły.
Piraci nawet nie wiedzieli o lądowaniu wojsk krzyżackich. Atak wojsk zakonnych był dla nich zupełnym zaskoczeniem, zresztą nie były to przecież regularne wojska, ale hultaje z różnych stron świata. Skapitulowały zamki Västergarn, Varvsholm-Landeskrone i Slite. Flota krzyżaków weszła również do portu miasta Visby, gdzie równocześnie nastąpił atak na mury obronne z lądu. Piraci skapitulowali 5 kwietnia. Co ciekawe, kilka lat później, w 1403 i 1404 roku Krzyżacy bronili zajętej Gotlandii w wojnie toczonej ze Szwecją i Danią. W 1409 roku, w obliczu wojny z Polską, Krzyżacy odsprzedali wyspę Szwedom. A co z piratami? To jeszcze nie był ich definitywny koniec na Bałtyku…
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook