William Marshal to jeden z najsłynniejszych rycerzy okresu średniowiecza i właściwie pewny bohater którejś z przyszłych hollywoodzkich superprodukcji. Dziadek Williama był zwykłym koniuszym na dworze króla Henryka I, chociaż warto zaznaczyć, że była to funkcja sowicie opłacana i szanowana. Ojciec Williama – John, nabył prawa do tego stanowiska… walcząc w pojedynkach. Okazał się tak dobry w wojowaniu, że zdobył dziedziczne prawo urzędu, które przekazał synowi wraz z nowym tytułem Gilberta le Maréchal (ang. Willliam Marshal). Mało jednak brakowało, aby William nie odziedziczył stanowiska i tytułu, bo gdy był dzieckiem groziło mu wystrzelenie z… katapulty wprost w mury zamku Newbury (należącego zresztą do jego ojca).
Działo się to w okresie wojny domowej toczącej się pomiędzy Stefanem z Blois (siostrzeńcem Henryka I) a cesarzową Matyldą (córką Henryka I). Krótko mówiąc, John został zmuszony do wydania swojego syna Williama królowi Stefanowi jako zakładnika. Miało to powstrzymać próby zdrady w czasie zawieszenia broni. John Marshal był człowiekiem krewkim, raptownym i niepokornym. Pan zamku Newbury złamał postanowienia rozejmu, co równało się z roztrzaskaniem syna o mury warowni. Kiedy król Stefan zagroził, że spełni okrutną groźbę, John miał mu odpowiedzieć, że nie dba o to, gdyż ma „kowadło i młot, którymi wykuje jeszcze lepszych synów”.
Chłopiec został następnego dnia wyprowadzony w kierunku machin oblężniczych, ale ostatecznie uniknął kaźni. Ponoć miał naturę tak pogodną, bystry umysł i przyjazne usposobienie, że król Stefan nie zdecydował się spełnić swej groźby. Zabrał chłopca z powrotem do obozu. Gdy posłańcy bezwzględnego Johna przybyli do króla Stefana, zastali Williama i władcę grających w „rycerzyki” zrobione z babki lancetowej i głośno śmiejących się, gdy chłopak odrąbał głowę rycerzyka monarchy. Dzięki temu Williamowi udało się przeżyć, dorosnąć, spłodzić dziesięcioro dzieci i stać jednym z najpotężniejszych rycerzy swych czasów. Ale o tym już następnym razem…
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook