Oskarżenia o herezję były poważnymi wykroczeniami. Kiedy ktoś naruszał ważne nauki chrześcijaństwa, trybunał inkwizycyjny oskarżał go o herezję. Jeśli oskarżony się przyznawał, kara nie musiał być zbyt surowa, ale gdy odmawiał przyznania się do winy, był torturowany, aż urzędnicy usłyszeli zeznania, które chcieli usłyszeć. Arsenał kar inkwizytorów był szeroki i urozmaicony.
Inkwizycja w Hiszpanii wyglądała inaczej niż inkwizycja papieska, która w średniowieczu walczyła z katarami, waldensami i innymi ruchami heterodoksji religijnej. Ale powszechny współcześnie, ponury obraz instytucji strzegącej czystości wiary, to głównie czarna legenda organizacji powołanej do życia przez Ferdynanda i Izabelę, parę monarszą, która w 1478 roku uzyskała zgodę papieża na utworzenie inkwizycji i samodzielnej nominacji. Hiszpanem był również bodajże najsłynniejszy inkwizytor, zresztą spowiednik Izabeli – Tomás de Torquemada, za czasów którego spalono na stosie nie mniej niż 2000 osób.
Z wachlarza mąk stosowanych przez inkwizytorów, jedną z najczęstszych było wahadło, nazywane też strappado, tortura niepowodująca uszkodzeń skóry, ale zrywająca mięśnie i wiązadła.
W zasadzie strappado, lub corda, miało trzy odmiany. Oskarżonemu wiązano ręce za plecami, co przypominało współczesne kajdanki. Do nadgarstków przywiązywano linę, która przechodziła przez koło pasowe, belkę lub hak, w zależności od miejsca, w którym odbywała się tortura. Gdy biedak był podciągany w górę przez kata, ręce nieszczęśnika wyginały się co raz mocniej w górę, w kierunku głowy. Wariacje na temat strappado obejmowały użycie ciężarków, aby wywołać większy opór i ból.
Odwrócone i wyciągnięte ramiona powoli wyłamywały się ze stawów. Szarpanie wiszącej ofiary powodowało czasami złamanie ramion. Finalnie związane za plecami ręce dochodziły do głowy, oczywiście pozostawiając ofiarę z zerwanymi ścięgnami, pękniętymi stawami i nierzadko połamanymi ramionami.
Szczególnie perfidną odmianą strappado było wiązanie nadgarstków oskarżonego wraz z kostkami, a następnie dodawanie ciężarów, co powodowało dodatkowo uszkodzenia bioder, nóg, a często i kręgosłupa. Niekiedy kaci bujali ofiarą w celu zintensyfikowania bólu.
Nawet w mniej inwazyjnej wersji, strappado powodowało u oskarżonego nieznośne cierpienie, szczególnie, że kaci dawkowali torturę i dbali, aby ofiara nie zemdlała, a jeśli to się nie udawało, przerywali podciąganie i cucili nieszczęśnika. Fizyczne obrażenia były oczywiste dla każdego obserwatora, podobnie jak wrażenia słuchowe: nieludzkie wycia ofiar i dźwięk pękających wiązadeł i kości.
Czas trwania strappado był jednak stosunkowo krótki. Raporty o jego stosowaniu w czasach inkwizycji stwierdzają, że cały proces trwał nie dłużej niż godzinę. Oczywiście indywidualny próg bólu danej osoby decydował ostatecznie o powodzeniu strappado w wymuszaniu przyznania się do winy, lub uzyskania informacji oczekiwanych przez trybunał.
Strappado nie kończyło się śmiercią, ale u ofiary dochodziło do trwałego uszkodzenia nerwów, więzadeł i ścięgien. To nie koniec, bo wahadło mogło być zaledwie… preludium do kolejnych zabiegów trybunału. Ale o tym już następnym razem.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook