Zwyczaje higieniczne wikingów, jak np. wyklęte w zachodniej Europie częste mycie, miało niekiedy niespodziewane skutki. Wspominał o nich angielski historyk i mnich John Wallingfor, który odnotował cotygodniowe zwyczaje kąpielowe wikińskich wojowników oblegających Wyspy Brytyjskie. Ubolewał przy tym:
„Właśnie w ten sposób przełamywali cnotę zamężnych kobiet i namawiali córki nawet szlachciców, by zostały ich kochankami”.
Czy wraz z niezłą aparycją i czystością ciała, mieszkanki Wysp Brytyjskich mogły liczyć na szeroki uśmiech zdrowych i czystych zębów amantów z Północy? Wikingowie nie używali nieznanych wówczas szczoteczek do zębów, nie oznacza to jednak, że ludzie ze Szwecji, Norwegii i Danii nie dbali o swoje potrzeby dentystyczne.
Naukowcy ustalili, że wikingowie używali wykałaczek do czyszczenia przestrzeni między zębami i wokół nich. Udało się tego dowieść nie tylko na podstawie zabytków pozostawionych w pochówkach, ale również za pomocą mikroskopowego badania śladów kościanych, rzadziej metalowych wykałaczek na zębach wikingów.
Co więcej, brak cukru i niedostatek owoców oraz warzyw w diecie nordyckich wojów, przyczynił się do tego, że praktycznie nie znaleziono żadnych ubytków w ich zębach. Z drugiej strony wikingowie prawdopodobnie cierpieli z powodu nieprawidłowego zużycia szkliwa, co było efektem m.in. spożywania nieprzetworzonej, twardej żywności.
Dowody archeologiczne sugerują, że wikingowie tracili około dziesięciu procent zębów w ciągu swojego życia. Dane archeologiczne pokazują również, że wielu cierpiało na poważne choroby dziąseł.
Czy chore zęby jakoś leczono? Warto pamiętać, że starzy ludzi stanowili wyjątek. Średnia długość życia wynosiła około 40 lat, ale pomimo faktu, że umierano wówczas młodo – kiedy zęby były jeszcze w dość dobrym stanie, uszkodzone twardym jedzeniem szkliwo powodowało odsłonięcie miazgi niektórych zębów. Skutkowało to powstawaniem bardzo bolesnych ropieni.
W średniowieczu leczeniem zębów zajmował się dodatkowo cyrulik albo… kowal, zaś leczenie ograniczało do wyrwania sprawcy bólu. Ekstrakcji dokonywano za pomocą topornych kleszczy i wytrychów, zaś sam proces polegał na mocnym uchwyceniu zęba kleszczami i gwałtownym obróceniu narzędzia. To powodowało wyrwanie zęba, zazwyczaj wraz z sporym kawałkiem dziąsła, a niekiedy i kości szczęki. Ponieważ środki przeciwbólowe praktycznie nie istniały, zabieg był potwornie bolesny.
Ale zęby miały również totemiczną moc. Kiedy dziecko traciło mleczaki, ojciec zabierał pierwszy ząbek swojej pociechy na morze. Wierzono, że przedmioty osobiste mają moc ochronną, zwłaszcza zęby kogoś, kogo się kocha.
Chociaż wikingowie nie wynaleźli Wróżki Zębuszki, praktykowali zbieranie zębów, aby zabezpieczyć się przed oceanicznymi sztormami i innymi przeciwnościami losu. Dziś woreczek z grzechoczącymi ząbkami dziecka zawieszony na szyi rodzica byłby czymś niepokojącym dla większości z nas, ale z drugiej strony, wikingowie na pewno byliby równie zdziwieni widząc obrazki świętych w naszych portfelach, królicze łapki przyczepione do kluczy i inne przedmioty, które mają nam „przynieść szczęście”.
Źródła:
https://www.danishnet.com/vikings/cleanliness-did-vikings-take-baths/
https://www.motherearthnews.com/homesteading-and-livestock/how-to-make-soap-from-ashes-zmaz72jfzfre#:~:text=To%20make%20lye%20in%20the,liquid%20lye%20off%20the%20top.
https://www.york.ac.uk/research/themes/viking-combs/
https://sciencenordic.com/archaeology-denmark-history/what-vikings-really-looked-like/1374457
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook