To naturalne, że w bardzo gorące dni często pozostajemy pod dachem. Współczesne domy wykonane z betonu długo się nagrzewają i stygną. Do tego termoizolacja sprawia, że zarówno chłodne powietrze w ciepłe dni, jak i cieplejsze, gdy jest zimno – pozostaje w środku. Jednak niegdyś stosowano mniej wyrafinowane materiały budowlane, za to korzystano z przemyślnych metod ochrony przed żarem z nieba.
Sufity były wysokie ale okna zorientowane tak, by łapać bryzę. Kraje śródziemnomorskie i Orient znały też duże, płócienne „wentylatory” sprytnie połączone linami. Służba mogła wprawiać płaty materiału w ruch podobnie jak dzwonnik pociągający za sznur, by wierni mogli usłyszeć dzwon. Działało to zarówno w suche, jak i w wilgotne dni.
Domy były dodatkowo chłodzone przez wylewanie po zachodzie słońca dużej ilości wody na taras. Woda szybko wyparowywała, ale wilgoć przenikająca do środka sprawiała, że pomieszczenia stawały się bardziej przytulne. Mieszkańcy nierzadko spali na tarasach, pod gołym niebem, na matach i cienkich materacach rozłożonych na podłodze lub niskich łóżkach.
Inne sposoby obejmowały używanie zasłon zrobionych z pędów witułki lekarskiej, inaczej werbeny pospolitej, czyli ziela, którego składnikiem jest olejek eteryczny bogaty w terpeny. Swoją drogą po przebadaniu ziela werbeny przez naukowców okazało się, że jej składniki wykazują właściwości przeciwutleniające, przeciwbakteryjne, przeciwgrzybiczne i… neuroochronne. Pędy werbeny były w upalne dni okresowo zwilżane, oddając następnie falę pachnącego chłodu, gdy suszyły się wolno w gorącej i suchej letniej bryzie.
Specjalne zwyczaje dotyczyły jedzenia, a niektóre z nich wciąż bywają stosowane, przestrzegane i zalecane, choćby w kręgu kultury Indii. Hindusi uważają, że jedzenie ma ciepły lub zimny efekt – taaseer – co wpływa na to, jak łączymy rzeczy i jak je spożywamy. Na przykład mango jest „ciepłym” jedzeniem i zawsze podaje się je na zimno. Melony są natomiast uznawane za naturalnie „chłodne” i podaje się je w temperaturze pokojowej.
Doskonale znany również w naszej kulturze jogurt też jest uważany za „chłodny” i znajduje zastosowanie w słodkich lub słonych lassi, jak również w rozcieńczonym napoju zwanym chhaachh. Podobnie picie lemoniady z liśćmi mięty zmiażdżonymi dla świeżości też jest powszechne od stuleci i praktykowane też w naszych domach.
Wspomniany na wstępie odpoczynek od gorąca we własnych, chłodzonych domach, ma jeszcze jeden aspekt, znany na północy, ale praktykowany na południu. Chodzi oczywiście o sjestę, która współcześnie kojarzona jest z Hiszpanią, ale jej początki sięgają czasów starożytnych Rzymu.
Otóż w szóstej godzinie dnia (łac. sexta – stąd nazwa sjesty) Rzymianie przerywali obowiązki by się posilić i odpocząć. Szósta godzina, w zależności od pory roku, wypadała pomiędzy trzynastą a piętnastą, kiedy upał stawał się po prostu nieznośny. Zresztą tradycyjne pizzerie w Rzymie są zamknięte między trzynastą a siedemnastą nawet teraz. Życie w cieplejszych krajach było generalnie dostosowane do potrzeb człowieka cierpiącego z powodu upału.
Obecnie sjestę nadal praktykuje się w niektórych regionach najcieplejszych krajów Europy, czyli w Hiszpanii, we Włoszech, w Grecji, na Malcie i w Chorwacji. Popołudniowy odpoczynek jest też popularny za oceanem, m.in. w Argentynie, Brazylii i Meksyku. To może sobie odpoczniemy? Nie musimy tak pilnie przestrzegać tych godzin.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook