Średniowieczne zamki wyglądają majestatycznie, groźnie i surowo. Bez problemu możemy wyobrazić sobie zasiadających wewnątrz, okutych stalą rycerzy, otaczających władcę o szlachetnym obliczu, z nieodłączną, złotą obręczą korony na głowie. Ale zarówno pan zamku, jak i jego przyboczni, służba i mieszkańcy, musieli czasami chodzić na stronę. No dobrze, czyli gdzie?
Załatwianiu fizjologicznych potrzeb służyła latryna, zwana również… garderobe (na ziemiach Franków i w Anglii) – nietypowy eufemizm, którego nie powinniśmy oczywiście mylić ze współczesnym słowem „garderoba”. Latrynę umiejscawiano blisko sypialni (załatwianiu potrzeb służył również uniwersalny nocnik w komnacie). Jeśli tylko było to możliwe, garderobe sytuowano na końcu krótkiego, załamującego się pod kątem prostym korytarza, wewnątrz murów, często przy przyporze. Gdy ściany nie miały wystarczającej grubości na takie rozwiązanie, ustęp wysuwano poza obręb murów – zawieszono albo nad fosą otaczającą zamek albo nad rzeką, lub też nad długim szybem dochodzącym niemal do powierzchni gruntu. Paradoksalnie to drugie rozwiązanie mogło okazać się niebezpieczne w przypadku oblężenia, bo atakujący mogli wspiąć się szybem latryny prosto do wnętrza warowni (historia zna takie przypadki). Aby zaradzić tej ewentualności, ujście kanału zabezpieczano murem.
Jedne z najbardziej oryginalnych rozwiązań znajdujemy w zamkach krzyżackich. To okazałe, nieraz monumentalne gdaniska, czyli wykusze i wieże latrynowe. Największym z nich jest gdanisko na zamku w Kwidzynie, oddalone od korpusu zamku aż o 55 metrów! W rzeczywistości to osobna, monumentalna wieża, połączona z zamkiem przejściem zbudowanym na pięciu wysokich arkadach!
Latryna wewnątrz wieży była dość obszernym pomieszczeniem z ceglaną posadzką i krzyżowo-żebrowym sklepieniem. W posadzce znajduje otwór ustępowy. Stały ponad nim ponoć aż cztery ustępowe kabiny. Podobno jedna z nich miała ukrytą zapadnię, której Krzyżacy używali do pozbywania się niewygodnych gości. Jeśli zamiast niechcianych gości spławiano fekalia, trafiały do wspomnianej fosy albo – jak w Kwidzynie – do strumienia przepływającego pod nimi, gdzie prości kmiecie łowili ryby.
To nie jedyne gdanisko zachowane do dziś, podobne są jeszcze w Toruniu i Malborku. W gdanisku na malborskim wysokim zamku możemy zresztą zobaczyć rekonstrukcje średniowiecznych kabin, gdybyście się tam wybrali. W niektórych zamkach dbano nawet o spłukiwanie nieczystości z szybu ustępu. Korzystano z deszczówki z rynien i zbiorników lub wody z kuchni.
No dobrze, ale co z papierem toaletowym? Jego funkcję najczęściej pełniło siano. Są na to dowody, między innymi zapiski angielskiego mnicha i kronikarza z dwunastego wieku Jocelina z Brakelond. Świętobliwy mąż przytacza historię opata z Bury St. Edmunds, który śnił pewnej nocy, że słyszy głos nakazujący mu powstać. Mnich rzeczywiście się zbudził i naturalną koleją rzeczy poszedł do wychodka ulżyć pęcherzowi. Na miejscu znalazł płonącą świecę, która lada moment mogła podpalić siano (służące do wiadomej czynności). Okazało się, że świeczkę pozostawił przez nieuwagę jeden z braci zakonnych.
Co ciekawe osiągnięcia średniowiecza w materii wychodków (przynajmniej tych zamkowych), zostały w późniejszych wiekach zaprzepaszczone. Elegancki Wersal nie miał nawet jednego wychodka czy toalety. Piękne panie i szlachetnie urodzeni załatwiali swoje potrzeby na schodach, alkowach, w zasadzie gdzie popadnie. Średniowiecze było – przynajmniej w teorii – czystsze od wieków późniejszych również dlatego, że powszechne były jeszcze publiczne łaźnie. Ostatnie zniknęły około XVI wieku oskarżone o szerzenie chorób i za sprawą… pewnej instytucji, kto zgadnie jakiej?
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook