Kawa albo herbata o poranku? Młode ziemniaczki na obiad? W średniowiecznej Europie nie znano tych specjałów, a ziemniak miał w ogóle pod górkę, bo uprawiano go ze względu na… kwiaty.
Kawa pochodzi z Etiopii, w której nasiona kawowca znano już w pierwszym tysiącleciu p.n.e. Tamtejszy lud Oromo raczył się gotowanymi ziarnami z dodatkiem masła i soli, natomiast znaną nam formę naparu z prażonych nasion wymyślili prawdopodobnie dopiero Arabowie około XIII wieku.
Muzułmanie docenili pobudzające właściwości „nowego wina Islamu”, tym bardziej, że prawdziwe było surowo zakazane. O powstaniu kawy krąży kilka legend, ale według najbardziej malowniczej to Archanioł Gabriel wpadł na pomysł, by uraczyć wycieńczonego Mahometa niezwykłym napojem. Kiedy napoił go kawą, prorok odzyskał siły i bez zwłoki zabił czterdziestu silnych mężczyzn, po czym uszczęśliwił kolejno czterdzieści kobiet. Zuch.
Ostatecznie kawa zawędrowała do Imperium Osmańskiego, ale do Europy pierwsze worki z ziarnem przywieźli dopiero kupcy weneccy w 1615 roku. Do Polski trafiła po triumfie Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 roku. Swój udział w rozpowszechnieniu kawy mieli też kupcy holenderscy, którzy zawieźli do swojego kraju również herbatę (w połowie XVII wieku). Biznes okazał się intratny, a sprytnym Holendrom udało się utrzymać wyłączność na import herbacianych listków przez blisko pół wieku. Nieco wcześniej, jeszcze około XVI wieku, z herbatą zetknęli się Rosjanie za sprawą kontaktów z Chinami, ale nie potraktowali jej jako towaru kupieckiego. W Polsce pierwsze wzmianki o herbacie pojawiają się w liście Jana II Kazimierza do żony Ludwiki Marii, a za datę przybycia herbaty do naszego kraju uznaje się rok 1664.
Jan Kazimierz nie mógł natomiast raczyć się w owym czasie puree ziemniaczanym, bo kartofli wówczas nie znano. Ziemniak, a właściwie Psianka ziemniak (Solanum tuberosum) dotarł do Europy w XVI wieku z Imperium Inków, czyli dzięki konkwistadorom, chociaż akurat Francisco Pizarro wolał od niepozornych bulw lśniące złoto. Zresztą nie tylko on. Początkowo ziemniak miał wielu wrogów, uznawano go nawet za szkodliwego dla ludzi i zwierząt, w czym jest poniekąd słuszność, bo w stanie surowym ziemniak zawiera dwie toksyczne substancje: solaninę i chakoninę, oraz niemało bakterii, nie mówiąc już o niestrawnej skrobi. Z tej przyczyny, jak również ze względu na… kwiaty, ziemniak stał się rośliną ozdobną.
Podobno w owym czasach eleganccy dostojnicy na dworze papieskim ozdabiali swoje ubiory egzotycznym, białym kwiatem ziemniaka. Nieco bliżej naszych ziem, ziemniaki upowszechniły się w dawnych Prusach, ale dopiero gdy w XVIII wieku Fryderyk Wielki nakazał ich uprawę, grożąc, że nieposłusznym poddanym będzie obcinał nosy. Jednak po raz pierwszy pojawiły się wcześniej za sprawą wspomnianego już przy okazji kawy, Jana II Sobieskiego, który przywiózł królowej Marysieńki sadzonki pewnej rośliny ozdobnej. Były one podarunkiem cesarza austriackiego Leopolda I, który uprawiał eleganckiego ziemniaka w wiedeńskich ogrodach. Z królewskich sadów ziemniak wywędrował dość szybko i doceniono go nie tylko za kwiaty, ale i za bulwy, które żyjący w siedemnastym wieku polski historyk Jędrzej Kitowicz nazwał… jabłkami ziemnymi.
Myślicie, że tylko ziemniak miał daleką drogę do naszych stołów? Nie znacie jeszcze historii egzotycznego pomidora. Ale o tym następnym razem.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook