Od czasów Bedy Czcigodnego (zm. 735), benedyktyńskiego zakonnika i uczonego, a finalnie świętego Kościoła, to mnisi byli autorami wielu opowieści o duchach. Wynikało to po części z faktu, że cieszyli ich dreszczyk emocji i podszytego lękiem ciekawości, jakie niosły ze sobą upiorne opowieści, tak samo jak nam współcześnie. Na przykład Matthew Paris, mnich z St. Albans Abbey, opisał w swojej kronice wymyślony turniej upiornych, martwych rycerzy w pobliżu Roche Abbey w angielskim Yorkshire, który ponoć odbył się w 1236 roku.
W większości jednak fantastyczne, nieprawdopodobne opowieści, na które w kronikach natrafiają historycy, spisywane były dla pobożnych i teologicznych celów. Dwanaście opowieści o duchach napisanych przez mnicha z Byland Abbey z Yorkshire około 1400 roku jest tego doskonałym przykładem. Wiele z nich rozgrywa się na polach, drogach i w wioskach, które graniczą z klasztorem. Eteryczne duchy ukazują się ludziom i proszą o modlitwę, aby mogły uwolnić się z ziemskiego świata i znaleźć wieczny spokój w niebie. Odmawianie modlitw za zmarłych było głównym celem klasztorów, więc opowieści te bardzo mocno potwierdzały ich duchowe znaczenie.
Jednak nie zawsze były to łagodne opowiastki. Jedna z historii z Byland dotyczy znacznie bardziej złośliwego ducha, który przybiera stałą, cielesną postać. Mąż ów powstawał ponoć z grobu, a w swych nocnych peregrynacjach dotarł do byłej pani, na którą się rzucił i wydłubał jej oko. Jedynym sposobem, w jaki mnisi mogli pozbyć się złego ducha, było zniszczenie zwłok, które oficjalnie ekshumowano i wrzucono do pobliskiego jeziora.
Duchy tego typu opisywano jako „revenants”, to znaczy te, które powracają zza światów zasiedlając na powrót martwe ciała. Niektóre średniowieczne historie zawierają opisy ożywionych trupów wysysających krew żywych i wywołujących epidemie dżumy. Historie te mają wiele wspólnego z legendami o wampirach, które zaczęto spisywać w osiemnastowiecznej Europie.
W dawnej Polsce ludzie wierzyli nie tylko w zagubione dusze, o których rozprawiali księża i mnisi. Mieli własne. Na Warmii i Mazurach bano się koboldów zwanych też kłobudkami. Była to najczęściej dusza martwego… płodu, który mógł przybrać postać zmokłej kury, ale i kaczki, gęsi, sroki, wrony, a nawet kota lub człowieka. Również Mazowsze miało swego ducha, zwanego latawcem. Był to demon z dawnych wierzeń utożsamiany z duszami poronionych dzieci. Na Mazowszu mogły one przyjmować postać czarnych ptaków, które identyfikowano z wiatrem i wirami powietrza. Latawce ginęły podczas burzy, gdy trafiał je piorun.
Ale były też dobre duszki, niewielkie i podobne do człowieka, które zamiatały domostwa, opiekowały się dziećmi i zwierzętami w obejściu. Czas świąt, jak obecnie się zbliżających, był szczególnie ważny. Gospodarze starali się być hojni i zostawiali w kątach mleko, miód oraz ser, a na Mazurach kluski.
Dziś możemy sami wybrać, w co wolimy wierzyć. Może warto postawić spodeczek z mlekiem gdzieś w kącie i mieć tym sposobem sprzątanie z głowy?
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook