W okresie średniowiecza nieboszczyk, który musiał zostać przetransportowany na dużą odległość w celu pochówku, był niekiedy odpowiednio sprawiany, czy raczej preparowany poprzez… rozczłonkowanie ciała i gotowanie kawałków.
Na pewno wiecie, że aromatyczny rozmaryn stosuje się do wielu potraw. Znakomicie podkreśla smak mięs – zwłaszcza wieprzowiny i baraniny oraz drobiu, nadaje się także do ryb, przede wszystkim tuńczyka i łososia. Do tego rewelacyjnie smakują warzywa przyprawione rozmarynem – cukinia, papryka, a zwłaszcza ziemniaki. W średniowieczu przyprawa pochodząca z Eurazji i Afryki Północnej była wkładana do… trumny.
Gałązki rozmarynu były często noszone przez członków procesji pogrzebowej i wrzucane do trumny przed pochówkiem, podobnie jak dzisiaj róże. A jako roślina wiecznie zielona, rozmaryn kojarzył się z życiem wiecznym. Pachnące zioło często umieszczano także wewnątrz trumien, aby ukryć wszelkie zapachy, które mogły wydobywać się ze zwłok. Było to o tyle ważne, że ciała nierzadko leżały przez kilka dni, a czasami tygodni przed pochówkiem w oczekiwaniu na przyjazd krewnych, którzy mieli wziąć udział w pogrzebie.
Bywało też tak, że człowiek zmarł daleko od domu. W okresie średniowiecza nieboszczyk, który musiał zostać przetransportowany na dużą odległość w celu pochówku, był niekiedy odpowiednio sprawiany, czy może preparowany poprzez… rozczłonkowanie ciała i gotowanie kawałków. Gotowanie umożliwiało łatwe oddzielenie tkanki miękkiej, którą następnie zakopywano w pobliżu miejsca śmierci, a transportowano same kości. Worek z kośćmi był łatwy w przewożeniu. Nie bez znaczenia był fakt, że wygotowane gnaty zmarłego nie stanowiły zagrożenia chorobami. Później nieutulona w żalu rodzina mogła godne pochować te pozostałości.
Bywało, że zamiast kości decydowano się na najważniejszą część ciała. Serce usuwano ze zwłok i grzebano zamiast denata. Trend pochówku serca zbiegł się w czasie ze średniowiecznymi kampaniami wojskowymi, takimi jak wyprawy krzyżowe, podczas których ludzie podróżowali daleko i nierzadko umierali z dala od własnego kraju. Zamiast odesłać ciało z powrotem, co było często po prostu niemożliwe, przewożono samo serce – najczęściej w szczelnych pudełkach wykonanych z ołowiu lub kości słoniowej. W środku umieszczano wonne przyprawy, aby osłabić woń zepsutego mięsa.
Serce wycinano już w czasach starożytnych, w okresie panowania faraonów, chociaż przy okazji wyciągano również inne wnętrzności. Robiono to jednak, żeby się nie psuły, a nie dlatego, że uważano ten organ za siedzibę duszy w ciele. Pierwsze średniowieczne wycięcie serca po śmierci, zapisane w kronikach, zdarzyło się w VIII wieku, a dokładnie w 755 roku. Usunięto serce świętego Bonifacego, biskupa, apostoła Niemiec i męczennika. Jego ciało pochowane jest w Fuldzie w Hesji, a serce w katedrze w Magdeburgu albo Moguncji.
Jednak najsłynniejszy przypadek rozdzielenia ciała i serca dotyczy króla Anglii od 1189 roku i jednego z przywódców trzeciej wyprawy krzyżowej – Ryszarda Lwie Serce. Władca spoczywa w opactwie Fontevraud w Andegawenii, zaś jego serce, zgodnie z życzeniem króla, złożono w katedrze w Rouen. Miało to być wyrazem jego miłości do Normandii.
Swoją drogą obrzędy pogrzebowe też miały zaskakujące nas dziś aspekty. Jednym z nich była możliwość wypożyczenia… trumny. Otóż wiele kościołów parafialnych posiadało trumny gminne, które można było wypożyczyć lub wydzierżawić w celu przewiezienia zmarłej osoby z domu na cmentarz. Po dotarciu do miejsca pochówku ciało wyciągano z cennej trumny, którą należało zwrócić do kościoła. Zmarły był zakopywany jedynie w całunie. Oczywiście możni i królowie mieli własne trumny, a nawet całe… cmentarze. Ale o tym już następnym razem.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook