Pamiętacie ostatnią historię o Fratres Vitalienses czyli Braciach Witalijskich? Kiedy zrezygnowali z listów kaperskich i stali się zwykłymi piratami plądrującymi statki i nadbałtyckie miasta, wyruszyła przeciw nim armada krzyżacka. Konrad von Jungingen pokonał z Bożą pomocą, a przede wszystkim za sprawą czterech tysięcy zbrojnych, piracką hałastrę okupującą Gotlandię. Zdobył zamki i rozpędził morskich zbójów na cztery wiatry, ale nie wybił do ostatka. Część przedostała się do Norrlandii, kolejni popłynęli na wyspę Ertholmene, a główna grupa schroniła się w okolicach zatoki Schlei w południowo-zachodniej części Morza Bałtyckiego. Liczebność pirackich sił wynosiła wówczas około półtora tysiąca mężczyzn. Byli to głównie doświadczeni żeglarze, ale przede wszystkim bezwzględni mordercy i rabusie. Jak działali?
Piractwo na Bałtyku opierało się głównie na nadużywaniu „prawa brzegowego”, które dopuszczało przejęcie ładunku ze statku wyrzuconego na brzeg w przypadku śmierci jego załogi. Takie sytuacje nie zdarzały się wcale rzadko. Żegluga w XIV wieku nie była łatwa, statek mógł osiąść na mieliźnie, roztrzaskać się na skałach, zostać zatopiony przez matkę naturę na wiele sposobów. Miasta budowały latarnie morskie, podczas złej pogody palono ogniska naprowadzające statki, ale piraci zmieniali ulokowanie punktów nawigacyjnych kierując okręty na mielizny. Po unieruchomieniu statku mordowali załogi, przejmowali „bezpański” ładunek i umykali do swoich kryjówek. Według legend takim gniazdem morskich rozbójników był również Hel.
Mimo okrutnych praktyk Witalijczycy mogli liczyć na wsparcie i cichą pomoc prostego, ubogiego ludu, dla którego byli „dobrymi rozbójnikami”. Piraci rzeczywiście cieszyli się szacunkiem rybaków i mieszkańców biedniejszych nadmorskich sadyb, ponieważ dawali im część zrabowanych łupów (a w zamian uzyskiwali informację o rejsach i rozlokowaniu innych statków). Historia zapamiętała również najsłynniejszego przywódcę Braci Witalijskich.
Klaus Störtebecker (1360 – 1401) początkowo korzystał z glejtu króla szwedzkiego Albrechta Meklemburskiego i rabował statki konkurencyjnej dla Albrechta Danii i Lubeki, ale szybko odrzucił uzyskane prawo i rabował wszystkie statki kupieckie jak leci, w tym potężnej Hanzy. Hanza lub Liga Hanzeatycka była silnym i trwałym (utrzymał się przez 500 lat) związkiem miast handlowych Europy. To Hanza ostatecznie rozprawiła się z piratami i ich przywódcą doprowadzając do bitwy morskiej, której Störtebecker nie mógł wygrać.
Zdarzenie miało miejsce w 1401 roku w pobliżu wyspy Helgoland. Hanzeatycki Hamburg w osobach rajców miejskich Hermanna Lange i Nikolausa Schocke przygotował w tym celu statek o nazwie Bunte Kuh (Łaciata Krowa), który został okrętem flagowym flotylli wojennej. Podstęp polegał na tym, że jednostki zostały zamaskowane jako zwykłe statki kupieckie, a do piratów dotarła wcześniej spreparowana wieść, że szlakiem morskim będzie płynąć flotylla statków handlowych.
Siłami Hanzy dowodził kapitan Simon van Utrecht, który odparł atak piratów, a następnie sam dokonał abordażu na ich jednostki. W walce zginęło czterdziestu piratów, pojmano kolejnych siedemdziesięciu, w tym przywódcę bandy – Klausa Störtebekera. Proces był krótki, a wyrok jedyny możliwy. 20 października 1401 roku piraci zostali straceni na położonej na Łabie koło Hamburga wyspie Grasbrook. Wyrok wykonano poprzez ścięcie mieczem. Głowy morskich rozbójników zostały przybite do pali i umieszczone wzdłuż rzeki. To był koniec piratów, ale jest przecież jeszcze straszna legenda.
Ponoć po ogłoszeniu wyroku śmierci Störtebeker uprosił burmistrza Hamburga, którym w owym czasie był Kersten Miles, o łaskę dla części kompanów. Burmistrz się zgodził, bo warunki były niemożliwe do spełnienia. Störtebeker miał uzyskać łaskę dla tylu kamratów, ilu zdoła minąć idąc wzdłuż ich szeregu… już po ścięciu głowy! Według legendy, gdy kat opuścił miecz na kark przywódcy piratów, a jego głowa potoczyła się w błoto, ciało podniosło się i pomaszerowało obok szeregu rozbójników na oczach przerażonych mieszkańców i samego burmistrza. Bezgłowy trup z trudem stawiał kroki, ale minął już jedenastu skazańców, kiedy to kat rzucił mu pod nogi pieniek i tym sposobem przewrócił. Burmistrz natychmiast odpłynął z wyspy, ale słowa nie dotrzymał. Kazał ściąć wszystkich skazańców, których pośpiesznie i byle jak pogrzebano. Piraci nigdy już nie powrócili na Morze Bałtyckie.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook