Cofająca się płat lodowy Lendbreen w górach Jotunheimen w Norwegii, po raz pierwszy zainteresował archeologów w 2011 roku. Powoli, lecz nieubłaganie znikający lód odsłania przedmioty organiczne wykonane z drewna, skóry, kości i wełny, które ludzie gubili lub pozostawiali do 6 tys. lat temu. Ale jedno znalezisko wywołało szczególną konsternację. To drewniana skrzynka z wciąż mocno przykręconym wiekiem.
Różnorodność przedmiotów znalezionych w górach Jotunheimen jest zdumiewająca. Archeolodzy nie muszą nawet specjalnie szukać, bo artefakty leżą wprost na kamieniach, albo na resztkach lodu. Często wyglądają, jakby ktoś je przed chwilą odłożył i miał zaraz wrócić po swoją rzecz. Wrażenie jest tak przemożne, że badacze czasami mimowolnie rozglądają się za właścicielami tych przedmiotów, pomimo że przeminęli setki lub tysiące lat temu.
Wśród znalezisk znajdują się włócznie wikingów, łuki, strzały, tunika wykonana z wełny, rakiety śnieżne, rękawice, buty, laski, noże, smycze dla psów, a nawet szczątki psa i zwierzyny łownej. W ciągu dziesięciu lat, odkąd archeolodzy przemierzają dzikie, puste obecnie połacie gór, zebrali aż… 6 tys. artefaktów! Tylko w listopadzie ubiegłego roku na zboczu góry Jotunheimen zebrali 70 grotów strzał, odzież i kości reniferów. Analiza znalezisk pozwoliła ustalić, że najstarsze pochodzą z 4100 r. p.n.e., a najnowsze z 1300 r. n.e.
Ale największą ciekawość wzbudziło zamknięta skrzynka. Jakie skarby zawiera? W pierwszej kolejności archeolodzy przepadali materiał, z którego wykonano pojemnik. Metoda radiowęglowa ujawniła, że został wykonany z drzewa sosnowego mniej więcej pomiędzy 1475 a 1635 rokiem, czyli 500 lat po symbolicznym końcu ery wikingów, tj. śmierci króla Norwegii Haralda Srogiego z rąk Anglosasów w bitwie pod Stamford Bridge z 1066 roku. Ale to wcale nie umniejszyło wartości znaleziska. Wciąż do zbadania pozostawała zawartość skrzynki.
Badacze otworzyli pudełko, ale w środku znaleźli jedynie pozostałości jakieś substancji i coś w rodzaju patyka wykonanego z białawej masy. Konieczne były dalsze badania.
Muzeum Historii Kultury w Oslo zleciło analizę materiałów organicznych. Okazało się, że biaława substancja to… pszczeli wosk. Z kolei pozostałości „patyka” to po prostu świeca. Rozczarowani? Dziś może nam się wydawać, że to nic specjalnego, ale dla badaczy znalezisko z lodów Lendbreen ma wielką wartość. Dlaczego?
Drewniane pudełko umożliwiało transport długich świec z wosku pszczelego. Zarówno w erze wikingów, jak i później, świece były towarem drogim, znacznie cenniejszym niż współcześnie. Skrzynek używano do transportu cennej zawartości pomiędzy sezonowymi gospodarstwami.
Był to praktyczny aspekt norweskiej praktyki seterbruk, czyli letniego używania pastwisk. Rolnicy przenosili swoje zwierzęta gospodarskie z domostw, w których przebywały zimą, na dalsze, letnie pastwiska, gdzie mogli je wypasać. Świece były więc ważnym zasobem, bo po przybyciu do swoich letnich gospodarstw, stanowiły dla pasterzy jedyne źródło oświetlenia w nocy.
Prawdopodobnie ówcześni mieszkańcy zabierali na długą wędrówkę jedynie najpotrzebniejsze, lekkie rzeczy, a skrzynie na świece były bardzo istotnym elementem wyposażenia. Znalezisko jest bardzo cenne, bo to świadectwo życia zwykłych ludzi, a ponieważ ręcznie wykonane pudełko i jego zawartość są pochodzenia organicznego, artefakt jest jeszcze ważniejszy. Tego typu przedmioty po prostu rzadko mają szansę dotrwać do naszych czasów. Tym razem udało się odnaleźć i zachować dla potomnych jeden z nich.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook