Średniowiecze trwało mniej więcej tysiąc lat, od V do XV wieku, ale dziś skupimy się na schyłkowym okresie tej epoki. Późne średniowiecze lubiło swoje panny z wysokim czołem, długimi szyjami, bladą cerą i mało wyrazistymi brwiami. Co więcej, najbrzydsze ze średniowiecznych panien miały nisko pochylone ramiona i wystające brzuchy. Może to się wydawać nieco zaskakujące jako ideał urody, ale dajmy tym ślicznotkom kredyt zaufania i spróbujmy rozwikłać ich wybory dotyczące podkreślenia naturalnej, lub nie, urody.
Powszechnie wiadomo, że włosy są sexy. Naturalnie więc średniowieczny Kościół uważał je za grzeszne, a przykładne i bogobojne niewiasty ukrywały włosy za pomocą welonów, siatek, kapturów i czapek. W cieplejszych krajach Europy kobiety mogły sobie pozwolić na warkocze, ponieważ upały sprawiały, że zakrywanie głowy było koszmarem, a pieczone pod przykryciem loki zwyczajnie śmierdziały. Zasadniczo jednak ozdoby damskich głów nie były zasłaniane jedynie przez chłopki, prostytutki i bardzo młode, niezamężne dziewczęta.
Chęci ukrycia towarzyszyło przekonanie, że im wyższa linia włosów, tym lepiej. Wiele kobiet uciekało się do mikstur z octu lub gaszonego wapna, aby zatrzeć naturalną linię włosów – często uszkadzając przy tym część skóry. Jednocześnie, aby utrzymać czoło w nienagannym, gładkim i wypukłym jak u Białuchy arktycznej stanie, brwi były wyrywane do stanu przypominającego linię z kropek. To skromne i piękne, chyba przyznacie?
Nic dziwnego, że całe to ukrywanie sprawiło, iż włosy stały się jeszcze silniejszym źródłem niezdrowej pokusy i fascynacji, a najbardziej kuszące ze wszystkich były jasne niczym łan złotej pszenicy. Kobiety farbowały swoje włosy na blond szafranem, starym owczym moczem, łupinami cebuli lub spędzając czas na słońcu; często w kapeluszu, aby zachować skromność, ale z podstępnie wyciętą dziurą na czubku głowy.
Ale jak i dziś nie wszystkie panie mogły pochwalić się burzą pięknych loków. Pewna niewiasta z „Roman de la Rose”, tj. XIII-wiecznego poematu francuskiego, radziła: „ Jeśli (dama) widzi, że jej piękne blond włosy wypadają (co jest bardzo żałosnym widokiem)… powinna przynieść włosy jakiejś zmarłej kobiety (…) i włożyć je w sztuczne treski”. Mówiąc krótko, po śmierci włosy denatki wcale nie traciły na wartości, jedynie zyskiwały ją dla kogoś innego niż dotychczasowa właścicielka. Dziś powiedzielibyśmy, że to idea recyclingu w praktyce.
To od średnich wieków mężczyźni noszą przy sobie pukiel włosów ukochanej kobiety, często jako amulet ochronny. Niewielki kosmyk zabezpiecza ponoć przed złem, przynosi szczęście, dodaje woli walki, a przede wszystkim jest niemym strażnikiem wierności mężczyzny wciąż i wciąż atakowanego zewsząd przez wdzięki innych piękności stąpających po najlepszym ze światów. Przez wszystkie epoki zakochani wymieniali się włosami na znak miłości. Nawet tymi włosami maczanymi w starym owczym moczu, bo przecież miłość nie zważa na takie drobiazgi.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook