Jak zdobywano średniowieczne zamki? Czy istniały inne rozwiązania niż atak na mury lub długotrwałe oblężenie? Okazuje się, że często używano przekupstwa, fortelu lub podstępu, znanych już przecież od czasów starożytnych i przysłowiowego „konia trojańskiego”.
Kiedy Boemund d’Hauteville, jeden z przywódców I wyprawy krzyżowej z lat 1096-1099, zdobywał potężną twierdze Saracenów w Antiochii, nie liczył jedynie na siły swojej frankijskiej armii. Najpierw skorumpował Firuza, emira, który dowodził obroną trzech wież zamkowych, obiecując mu bogactwa, honory i… chrzest. Równocześnie zarządził udawany odwrót swych wojsk. Już tej samej nocy krzyżowcy cichcem wrócili pod mury zamku. Korzystając z ciemności i osłabienia czujności obrońców świętujących odstąpienie wrażych sił, grupa wojowników Boemunda I, których dziś nazwalibyśmy komandosami, wspięła się na sektor murów pozostających w pieczy wspomnianego Firuza. Zdrajca zrzucił im drabinkę z wołowej skóry. Po przedostaniu za mury, zamaskowani wojownicy zabili pilnujących wrót strażników i otworzyli bramę. Do rana całe miasto było w rękach Boemunda. Za zwycięstwo uzyskał władzę nad miastem, a finalnie tytuł księcia Antiochii, który utrzymał do śmierci, do ostatnich dni skutecznie poszerzając obszar swego panowania.
Inny fortel zastosował król Anglii Edward I, zwany Długonogim lub Młotem na Szkotów. W 1265 roku przebrany za kobietę szpieg doniósł Edwardowi, że garnizon zamku Szymona z Montfot w Kenilworth planuje opuścić twierdzę pod osłoną nocy i udać się na kąpiel w mieście. Edward nie zamierzał przepuścić tej okazji. Ludzie króla zaskoczyli rycerzy Szymona odpoczywających, a w zasadzie śpiących po kąpieli i rozsiekli nieuzbrojonych mężów. Jak podaje Kronika Melrose „niektórych z nich widziano uciekających całkowicie nago, innych zaś niemających na sobie nic poza parą portek, jeszcze innych tylko w koszuli (…)”. Dowodzący pechowymi amatorami kąpieli syn Szymona (Szymon III z Montfort) szczęśliwie uszedł z pogromu, pokonując wpław, tylko w koszuli nocnej, zamkowe jezioro Mere.
Edward nie złamał tej nocy oporu obrońców. Imał się zresztą różnych sposobów, włącznie z nasłaniem na garnizon zamku arcybiskupa Canterbury. Dostojnik kościelny pojawił się u stóp zamku, by ekskomunikować cały garnizon i mieszkańców. Ale na dzielnej załodze ewentualność kary z niebios nie zrobiła wielkiego wrażenia. Kiedy duchowny odprawiał swe obrzędy, jeden z wojowników Szymona wdział szaty kościelne i przedrzeźniał arcybiskupa ze szczytu muru kurtynowego.
Zamek ostatecznie poddano kilka miesięcy później, tuż przed Bożym Narodzeniem. Po wielu tygodniach zamknięcia, załoga była wyniszczona głodem i dyzenterią. Szymon wraz z bratem wymknęli się wcześniej z warowni i szczęśliwie uciekli za granicę.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook