Skatologia to fenomen, który dziś nazwalibyśmy dowcipem fekalnym, ale w średniowieczu miała wymiar leczniczy. Nie chodzi niestety o leczenie śmiechem… W starożytności oraz średniowieczu ludzkie i zwierzęce odchody uznawane były za lek, a uzdrawiające moce ekskrementów powszechnie znane. Jednak ingrediencje do tego typu mikstur nie zawsze łatwo było uzyskać. Na przykład, aby przywrócić wzrok ślepcowi, należało pozyskać odchody bystrookiego jastrzębia i pocierać nim każdego ranka róg oka. Niedosłyszący potrzebowali fekaliów znanego z czujności rysia, z kolei na paraliż najlepsze były resztki wydalone przez węża, bezcenne także dla kobiet w połogu.
Na wieczną młodość nie było nic lepszego od kału chłopców i dziewczynek, którym należało się uczciwie wysmarować, natomiast gdy chłop chciał aby konar zapłonął potrzebował krowiego, a raczej byczego placka. Niestety tak jak dziś, również niegdyś rynek szybk opanowały podróbki. Handlarze podrabiali gówna krokodyli, lwów i słoni. Barwili, lepili, tworzyli fantazyjne lub dzikie kształty, a także proszkowali pseudoguano najróżniej zwierzów istniejących rzeczywiście lub tylko w wyobraźni klientów. To był śmierdzący, ale również złoty biznes. W średniowieczu Kopi Luwak na nikim nie zrobiłby wrażenia, za to taka pluszofilia lub klimakofilia pewnie tak. O pluszofilii pewnie słyszeliście ale klimakofilia powinna Was zaskoczyć…
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook