Wszystko po to, aby dziewczyna wyglądała na nietkniętą. 9 grudnia, przypada Dzień Dziewic – święto cnoty. Ale co jeśli żyjąca w średniowieczu panna nie sprostała ideałowi Maryi Dziewicy i musiała jakoś zamarkować ten fakt?
Panna na wydaniu musiała być czysta, a więc niewinna i cnotliwa, zwycięska w walce z podszeptami ciała, które „skłaniają człowieka do grzechów”, o czym pisał już św. Paweł. Aby jakoś uporać się z „brudnym seksem” Maryja musiał zachować dziewictwo nie tylko po zapłodnieniu, ale i po porodzie, natomiast zwykłym niewiastom musiała wystarczyć wstrzemięźliwość do dnia zamążpójścia. A z tym, jak i dzisiaj, nie było łatwo. Problem stanowił fakt, że dziewczę bez błony dziewiczej nie mogło liczyć na wydanie i stawało się plamą na honorze rodziców. Stąd potrzeba oszukania pana młodego.
Stosowano wiele metod. Jedną z najprostszych było zorganizowanie intymnego spotkania młodej pary podczas menstruacji i wskazanie krwi miesięcznej jako dowodu na czystość niewiasty. Ale plamienia nie da się kontrolować i ten sposób niósł ze sobą spore ryzyko wpadki.
Pewniejsza metodą było wypełnienie rybiego lub gołębiego pęcherza kurzą krwią. Kulę z posoką trzeba było delikatnie i umiejętnie umieścić w pochwie tuż przed stosunkiem. Kiedy pan młody zabierał się do rzeczy, błona pękała i krew wyciekała, jako żywy dowód na dotychczasowe skromne i bogobojne życie dziewczęcia, a przede wszystkim gwarancja, że poczęte ewentualnie dziecię będzie z nasienia małżonka.
Fałszerstwa były liczne, ale procesy sądowe również nie należały do rzadkości. Umocnienie się religii chrześcijańskiej w Polsce odmieniło diametralnie traktowanie dziewiczości kobiet. Postępowanie dowodowe dotyczące utraty cnoty przed ówczesnymi sądami opierano na rozlicznych próbach, które dziś mogą wydawać się nam kuriozalne i śmieszne, ale w średniowieczu (aż do XVIII stulecia) traktowano je bardzo poważnie. Sądowi medycy badali oczywiście krocze podsądnych, ale stosowano również inne, mniej konwencjonalne metody.
Jedną z nich było tzw. przechodzenie zapachów. Oskarżoną sadzano okrakiem na odszpuntowanej beczce wina. Jeśli zapach trunku wydobywał się z ust badanej, uznawano, że nie była dziewicą. Kolejny sposób polegał na przewiezieniu dziewczyny w leśne ostępy i przywiązaniu do solidnego pniaka. Następnie pozostawiano bezbronną kobietę samą na wiele godzin, narażoną na ataki dzikich zwierząt. Ale bez obaw! Sądzono, że dziewice są bezpieczne, bo zwierzęta łagodnieją na widok wcielonego ideału Maryi. Tym samym ryzyko rozszarpania przez wilki lub niedźwiedzie groziło tylko fałszywym dziewicom. No, przynajmniej w teorii…
Chyba najmniej niebezpieczną dla zdrowia i życia metodą na sprawdzenie dziewczyny była próba łaskotek. Otóż dawniej sądzono, że młódka, która postradała dziewictwo, stawała się niewrażliwa na łaskotanie. Aby sprostać próbie, starczyło tylko śmiać się do rozpuku podczas łaskotania kurzym piórkiem.
Współcześnie niewielu kawalerów oczekuje od panny dziewictwa, ale oczywiście są wyjątki. Na życie w cnocie godzą się również księża i siostry zakonne w Kościele Katolickim, chociaż chyba co raz mniej wiernych w to wierzy. Metoda z odszpuntowaną beczką wina na pewno wskazałaby, kto tu kłamie.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook