Średniowieczne zabiegi, które dziś zaliczylibyśmy do dziedziny chirurgii, były często barbarzyńskie. Ówcześni medycy niewiele rozumieli z ludzkiej anatomii, środków znieczulających i technik antyseptycznych. Nie byli również precyzyjni w swoich cięciach, a w zasadzie mieli finezję rzeźnika i w ogóle nie dbali o to, czy zadają ból swoim pacjentom. W rzeczywistości chirurdzy, którzy pracowali ostrożnie i delikatnie obchodzili się z pacjentem, byli wyśmiewani jako nieśmiali, słabi i niedoświadczeni.
Nie lepiej było z przodkiem psychiatrii. Schematy leczenia ostrych chorób psychicznych obejmował:
Jakby tego było mało, pacjentom kazano wysłuchiwać… pisków świń. Zapewne nie wiecie, że pisk świni przy korycie jest niezwykle głośny, a co za tym idzie drażniący i rujnujący słuch. Współcześnie nad problemem tym pochyliła się nawet angielska Inspekcja Bezpieczeństwa i Higieny pracy (Health and Safety Executive), która zaleca ochronę pracowników podczas karmienia świń. Wytwarzany przez prosiaki hałas osiąga ponad 100 decybeli, czyli jest głośniejszy od wyjącej na najwyższych obrotach piły łańcuchowej lub wiertarki!
Jeszcze głębiej w odmęty szaleństwa wpędzało ich na pewno wkładanie piórka lub słomki do nosa, aby spowodować kichnięcie. Niezbędny elementem zabiegu było umieszczenie przed twarzą pacjenta kłębka ludzkich włosów. W chwili kichnięcia włosy były podpalane, aby ofiara mogła zaciągnąć się leczniczym i wyjątkowo cuchnących dymem. W porównaniu do powyższych zabiegów, golenie tylnej części głowy mogło uchodzić nawet za pieszczotę, chociaż z racji mało spektakularnej reakcji pacjenta na to „leczenie”, prawdopodobnie było uznawane za mniej skuteczne.
Każdą kurację należało wspomóc, jak i dziś, lekami. Bywało z tym różnie… Na przykład współcześnie wiemy już, że po śmierci w ciele wciąż zachodzi pewna aktywność, np. rosną paznokcie i włosy. Ale w średniowieczu uważano, że w zwłokach istnieje magia, a fragmenty ciał zmarłych mogą być lekami (szczególnie świętych mężów i niewiast). W jednej z włoskich bibliotek zachowała się do dziś recepta na napój leczniczy sporządzony ze zmieszanej krwi psa z popiołem uzyskanym po… spaleniu zmarłego. Ale stosowano również mniej makabryczne mikstury i sposoby. Prostym lekiem na oparzenia było przykładanie do bolącego miejsca… żywego ślimaka.
Nowoczesne badania wykazały, że ta terapia nie jest zupełnie bez sensu. Śluz ślimaka zawiera antyoksydanty, naturalne środki antyseptyczne, znieczulające, przeciwzapalne, przeciwwirusowe, antybiotyki, a także kolagen i elastynę niezbędne do naprawy skóry. Jeśli następnym razem oparzycie się od piekarnika lub wrzątkiem na herbatę, wiecie już jak sobie radzić. Powodzenia.
Komentarze: 0
Logowanie:
Facebook