Kiedy Szwedzi najechali Polskę podczas VI wojny polsko-szwedzkiej, nazwanej później potopem szwedzkim, Rzeczypospolita była osłabiona potopem rosyjskim. Rosja najechała ponad połowę kraju w 1654 roku, a Polsce nie starczyło już sił na walkę z kolejnym agresorem. Szwedzi mieli pusty skarbiec i wielkie wojska, bezczynne po wojnie trzydziestoletniej. Potrzebowali bogactwa Rzeczypospolitej. I je sobie wzięli.
Tylko w przypadku Warszawy liczba ludności zmniejszyła się o około 90 procent, ale Szwedom nie chodziło o materię ludzką. Pragnęli przejąć majątek kraju. Na początek nałożyli drakońskie podatki. Na przykład w Krakowie na wszystkie transakcje kupna i sprzedaży. Dołączyli również obowiązek utrzymania własnej armii, zakwaterowania, wyżywienia, a nawet darmowego piwa.
Następnie zaczęło się regularna grabież. Zabierano dosłownie wszystko, nawet kamienne, rzeźbione elementy pałaców i zamków. Jeszcze teraz w okolicach Warszawy, przy niskim stanie Wisły, w korycie rzeki odnajdywane są zdobne, granitowe lub marmurowe elementy elewacji, bram, portyków, które zatonęły wraz z przeładowanymi barkami. Tylko w 2011 roku wyłowiono z Wisły… 5 ton XVII-wiecznych skarbów. Do dziś dwa brązowe lwy z Zamku Królewskiego w Warszawie zdobią siedzibę królewską w Sztokholmie, ale prawdziwe skarby kryją się w tamtejszych muzeach.
Nie chodzi nawet o ich wartość materialną. Przede wszystkim są to bezcenne zabytki polskiej kultury, pamiątki naszej historii i dowody tożsamości narodowej. Przesadzam?
Wyobraźcie sobie, że Szwedzi posiadają między innymi paradną zbroję Zygmunta Augusta, sztandary jednostek gwardyjskich Jana Kazimierza, popiersia Jana Kazimierza i Ludwiki Marii dłuta Giovanniego Francesco Rossiego, portret przyszłego Władysława IV z warsztatu Petera Paula Rubensa, róg myśliwski Zygmunta III Wazy. Do tego dochodzą przebogate księgozbiory, jak cała biblioteka braniewska, woluminy jezuitów i bernardynów z Poznania, prace Kopernika z jego odręcznymi notatkami (!), pierwsze norymberskie wydanie „O obrotach ciał niebieskich” z 1543 r. czy najdawniejszy drukowany tekst „Bogurodzicy”! Tylko w sztokholmskim pałacu na ścianach wisi ponad dwieście obrazów ukradzionych z Rzeczypospolitej, nie mówiąc o dziesiątkach dywanów tureckich, instrumentów, mebli, brązów, porcelany, tkanin, broni – w Sztokholmie jest cała zbrojownia przywieziona z Zamku Królewskiego!
Niestety wiele dóbr kultury przepadło bezpowrotnie, bo Szwedzi również niszczyli. Według ostrożnych szacunków, wyłącznie w trakcie potopu ucierpiało 188 miast, 87 zamków (większość została zrujnowana doszczętnie), 89 pałaców i 153 kościoły.
Zachowanych skarbów nigdy nie odzyskaliśmy. W 1974 roku premier Szwecji Olof Palme przywiózł do Polski przy okazji oficjalnej wizyty tzw. rolkę sztokholmską. Rulon zawiera obraz przedstawiający wjazd orszaku ślubnego Konstancji Austriaczki i Zygmunta III do Krakowa. To jeden z nielicznych odzyskanych poloników.
Ale Szwecja powinna zwrócić nam zrabowane archiwa i biblioteki, m.in. bezcenną Bibliotekę Królewską. Szwecja zobowiązała się do tego w art. VII i IX zawartego w 1660 r. pokoju oliwskiego. Traktat, pod którym widnieje podpis szwedzkiego kanclerza Bengta Oxenstierny, wciąż obowiązuje. Zwrot miał nastąpić w ciągu trzech miesięcy od ratyfikacji. Czekamy już 360 lat…
Na zamku królewskim w Kopehadze wiszą kandelabry z zamku królewskiego w Warszawie, które król szwedzki podarował jako prezent z okazji ślubu swojej córce. Wpisałem do księgi dla gości pytanie: jak się siedzi duńskiej królowej pod kradzionymi kandelabrami. Mam nadzieję, że się wstydzi.